Artykuły branżowe

Pies ogrodnika na mapie potrzeb
22/072014

Autor: Marek Wesołowski

Pies ogrodnika na mapie potrzeb


Marek Wesołowski, SGA

Wszystkie media podają, że rząd podejmuje w ostatnim czasie szereg inicjatyw mających na celu poprawę jakości i dostępności usług medycznych. Czy rzeczywiście tak jest?

Poprawa jakości oznacza dla mnie:

  • efektywniejsze leczenie,
  • większy komfort leczenia.

Poprawa dostępności to:

  • skrócenie czasu oczekiwania na leczenie i odległości do specjalisty,
  • zwiększenie wachlarza świadczonych usług.

Które z powyższych zadań są realizowane w ramach nowych inicjatyw naszego rządu? Te inicjatywy to: pakiet kolejkowy, pakiet onkologiczny, mapa potrzeb zdrowotnych. Jak ich wprowadzenie ma się do poprawy jakości i dostępności? Nijak, a nawet gorzej: zachodzi ryzyko pogorszenia dostępności i jakości.

Jakie innowacje zawiera pakiet kolejkowy? Centralizuje system i blokuje możliwość zapisania się tego samego pacjenta w dwóch miejscach na raz. Aktualnie pacjenci mogą zająć miejsce w kilku kolejkach. Nie powoduje to jednak, że dwa razy idą do kardiologa, czy wszczepia się im dwie protezy biodra. Wprowadzenie centralnego systemu kolejek spowoduje tylko skrócenie listy oczekujących, ale nie czasu oczekiwania, bo i teraz lekarze obsługują nie pozycje z kolejki, a realnych pacjentów, którzy pojawili się u nich w gabinecie lub w szpitalu.

Głównym powodem kolejek jest zbyt niska wartość kontraktu z NFZ i ograniczenie przyjęć, pomimo posiadania możliwości leczenia. Wygląda na to, że Ministerstwo Zdrowia nie zdaje sobie sprawy, że czasem kilkuletnie oczekiwanie na operację zaćmy czy wszczepienie protezy nie wynika z braku specjalistów czy sal operacyjnych. Powodem jest brak pieniędzy w systemie i zakaz usług komercyjnych, ostatnio uściślony dodatkowo zakazem dopłat na lepsze materiały.

Drugim ważnym powodem długiego okresu oczekiwania jest renoma i wysoka jakość placówki, do której ustawia się kolejka. Wszyscy to wiemy, że jeśli chodzi o zdrowie, jakość jest na pierwszym miejscu. Wolę poczekać i pomęczyć się, niż ryzykować leczenie w ośrodku i u lekarza, do którego nie mam zaufania. To naturalne i efektywne podejście. W dobrym ośrodku leczą lepiej i szybciej, to dobre dla mnie i dla systemu podatkowego, bo zdrowy płaci podatki. Z tego faktu powinno wynikać jedyne racjonalne postępowanie: ośrodki leczące lepiej dostają większe finansowanie, tak żeby do maksimum wykorzystać ich potencjał. Takie wydawanie pieniędzy jest efektywniejsze niż płacenie każdemu tych samych kwot bez względu na osiągany efekt.  Kolejnym pomysłem jest przekierowywanie pacjentów do placówek, gdzie kolejka jest krótsza. Nie widzę żadnej poprawy w tym, że pacjent rozpocznie leczenie wcześniej, ale w ośrodku z gorszym wyposażeniem i słabiej wyszkolonym personelem. Ja wolałbym poczekać i mieć szansę na samodzielny wybór. Oczekiwałbym, że Ministerstwo Zdrowia i/lub Narodowy Fundusz Zdrowia opracują i opublikują wiarygodne wskaźniki jakości usług w poszczególnych ośrodkach tak, żeby pomóc pacjentowi wybrać miejsce leczenia i dopingować placówki do podnoszenia jakości.

Niestety nic z tych rzeczy!!! NFZ nie stosuje żadnych miar efektywności medycznej. Płaci te same pieniądze bez względu na to, czy śmiertelność jest wysoka czy niska, czy odsetek zakażeń wewnątrzszpitalnych jest duży czy mały, czy liczba błędów lekarskich jest duża czy znikoma.

Skrócenie kolejek jest zabiegiem czysto PR-owskim. Skrócenie długości kolejki nie oznacza skrócenia czasu oczekiwania na leczenie. Jeśli mamy 100 osobową kolejkę i pracuje tylko jeden gabinet obsługujący 1 pacjenta na godzinę, to będę czekał 100 godzin, gdy otworzą 20 gabinetów to będę czekał tylko 5 godzin. Problem nie w kolejce, a w liczbie stanowisk, a dokładniej w pieniądzach na finansowanie tych stanowisk.

Do tego dokłada się jeszcze całkiem kuriozalny wymóg dostarczenia oryginalnego skierowania, żeby być na liście oczekujących. Czyli cały pomysł z e-rejestracją to bzdury i trzeba z papierowym kwitem iść do okienka. Ciekawie też będzie wyglądać odtworzenie zgubionego oryginalnego skierowania, a jeszcze lepiej rezygnacja z kolejki i próba odzyskania złożonego tam skierowania. Już widzę zadowolenie i uśmiech na twarzach pacjentów i serdeczne słowa pod adresem Ministerstwa Zdrowia.

Pakiet onkologiczny jest kolejną inicjatywą mającą poprawić efektywność naszej ochrony zdrowia. Tu możemy się zgodzić, że rozpoczęcie leczenia onkologicznego w momencie, gdy możliwe jest już tylko postępowanie paliatywne, jest sytuacją tragiczną. A w tle mamy dramatyczne pytanie: dlaczego nie rozpoczęto wcześniej. Sztywny zapis, że diagnostyka musi być dokonana w ciągu dwóch tygodni i pogłębiona w czasie kolejnych 2-3 tygodni, wydaje się racjonalna. To jedno z podstawowych usprawnień zawarte w pakiecie onkologicznym.

Dlaczego tak nie funkcjonowało to dotychczas? Dlatego, że diagnostyka była droga i rozproszona między różne ośrodki. Kto inny podejmował podejrzenie i kierował na diagnostykę, kto inny wykonywał CT czy rezonans, kto inny robił biopsję, kto inny oznaczał markery, itd. Każda placówka miała swój kontrakt i limit w umowie z NFZ. Każda miała swoją kolejkę oczekujących. Wszyscy posuwaliśmy się w równym, wolnym tempie do przodu. Rozdrobnienie usług na wielu dostawców pozostało, ale teraz zaplanowano, że diagnostyka w kierunku nowotworów będzie miała osobny pas ruchu, tak jak wydzielony pas dla autobusów w dużych miastach.

Wszyscy wiemy jak to wygląda i kto na tym korzysta. Autobusy śmigają, a pozostałe samochody tłoczą się na pomniejszonej kosztem autobusów liczbie pasów i jadą zdecydowanie wolniej niż wcześniej. Jest jeszcze gorzej, bo stojąc na zakorkowanych pasach dla zwykłych samochodów, widzimy cwaniaków, którzy oszukują system: zwykłym samochodem pakują się na pas dla autobusów i odjeżdżają w siną dal grając nam na nosie.

Specjalny pas szybkiego ruchu diagnostycznego dla nowotworów będzie cierpiał na wszystkie opisane wyżej „choroby lokomocyjne”. Kto będzie chciał się szybko diagnozować, ten zawsze znajdzie powód nowotworowy. Oczywiście diagnostyka w kierunku nowotworu będzie w efekcie negatywna, ale nie trzeba będzie czekać miesiącami na badanie. A centrum diagnostyczne otrzyma pieniądze, bo przecież nie można go winić za to, że nowotworu nie wykryto. Odpowiednikiem szerokości drogi w naszym komunikacyjnym porównaniu jest szerokość strumienia pieniędzy finansującego usługi medyczne. Im więcej pieniędzy (lub pasów) zajmie diagnostyka onkologiczna, tym bardziej pozostali pacjenci będą stłoczeni na wąskim pasie przeznaczonym dla „zwykłych” przypadków.

Rzeczywistym rozwiązaniem jest zwiększenie całkowitego finansowania, a nie przesuwanie kwot w obrębie tych samych pieniędzy.

Osobnym tematem jest finansowanie leczenia onkologicznego. Diagnostyka w kilka tygodni. Świetnie! Teraz leczenie i co? Szpital nie ma pieniędzy na leki onkologiczne, urządzenia do  radioterapii są zajęte na miesiące do przodu. Szpital ma wyczerpane limity. Tu pakiet onkologiczny jest hojny – rozliczenie bez limitu!!! Pytanie jak to będzie wyglądało? Proszę pamiętać, że już mamy podobną sytuację z przypadkami „ratującymi życie”, też płaci się za wszystkie „bez limitu”. W praktyce wygląda to tak, że NFZ najpierw płaci za wszystkie przypadki „ratujące życie” i jeśli wyczerpały one limit, to za pozostałe nie płaci, bo przekroczono limit. W efekcie szpital zostaje z „ręką w nocniku”, bo nie sposób dokładnie przewidzieć na początku miesiąca ile będziemy mieli przypadków ratujących życie i na ile wyczerpią one nasz kontrakt.

W proponowanym pakiecie nie ma nic na temat finansowania dodatkowych usług onkologicznych! Ponownie mamy sytuację wąskiej drogi, na której wydziela się specjalny pas dla autobusów. Dopóki nie poszerzymy drogi – nie poszerzymy strumienia pieniędzy, nie będzie realnej poprawy. Już teraz kwestionuje się zgodność proponowanych rozwiązań z konstytucyjną zasadą równości.

Ostatnim pomysłem są mapy potrzeb zdrowotnych. Proponuje się określanie potrzeb zdrowotnych populacji z dokładnością do powiatu, a jak się da, to do gminy. Nikt nie wie dokładnie po co i z jakim skutkiem. Nie określono, co mają zawierać te mapy, poza bardzo ogólnikowymi stwierdzeniami o zmieniających się potrzebach populacji i konieczności dostosowania do nich organizacji ochrony zdrowia. Wyznaczono odpowiedzialnych za przygotowanie map, określono częstotliwość ich aktualizacji. Określono źródło finansowania prac, a raczej stwierdzono jego brak. Zaproponowano sfinansowanie projektu o wartości 5 mln zł z unijnych funduszy. I co? I nic! Nie powiedziano kto i jakie decyzje ma podejmować na podstawie opracowanej mapy potrzeb. Nikt nie ma obowiązku zwiększenia finansowania np. torakochirurgii, jeśli z opracowanej mapy wynika, że takie są lokalne potrzeby. Nikt nie ma żadnych obowiązków związanych z wynikami przedstawianymi w mapie potrzeb zdrowotnych. Kolejna wydmuszka Ministerstwa Zdrowia mająca na celu mydlenie ludziom oczu.

Prawda jest przykra i widoczna gołym okiem. Rząd nie radzi sobie z organizacją ochrony zdrowia. Niezbędny i szeroko praktykowany na świecie system dopłat jest blokowany w imię politycznych interesów. Niedofinansowanie usług medycznych ma swoje tragiczne skutki (szereg doniesień medialnych i codzienność naszych szpitali oraz poradni świadczy o tym dobitnie). Nad tym wszystkim stoi NFZ - pies ogrodnika, który pilnuje, aby się raczej zmarnowało, niż żeby ktoś inny mógł z tego skorzystać. Żadnych dopłat, żadnych usług komercyjnych nawet po wykorzystaniu limitu, żadnego lokalnego decydowania o potrzebach zdrowotnych. Wszystko z centralnego rozdzielnika z typową urzędniczą urawniłowką.

A co robimy my? To co robiliśmy przez lata poprzedniego systemu. Znajdujemy „dojścia”, albo tracimy zdrowie. Szkoda!

Oceń artykuł:
Dziękujemy za ocenę

Komentarze

150
Liczba przeanalizowanych szpitali
13,316,233
Liczba przeanalizowanych hospitalizacji
518,53,562
Liczba przeanalizowanych wizyt
44.6 mld zł
Kwota przeanalizowanych rozliczeń z NFZ